Konflikty społeczne czyli ekonomia made in Poland

2015-02-09 14:38:34(ost. akt: 2015-02-16 12:31:04)
Janusz Więcek

Janusz Więcek

Polski górnik tkwiący w PRL-owskiej doktrynie polskiego czarnego złota w dalszym ciągu uważa, że jest języczkiem u wagi polskiej gospodarki. W imię czego wszyscy mamy dokładać do deficytowego interesu, który być może nie jest nam potrzebny.
FELIETON Janusza Więcka, pedagoga, byłego nauczyciela wychowania fizycznego w Kisielicach.


Ekonomia - nauka społeczna analizująca oraz opisująca produkcję, dystrybucję oraz konsumpcję dóbr. Słowo wywodzi się z języka greckiego i tłumaczy się jako oikos, co oznacza dom i nomos czyli prawo. Starożytni Grecy stosowali tę definicję do określania efektywnych zasad funkcjonowania gospodarstwa domowego.

A czym są konflikty społeczne?
Najogólniej rzecz ujmując są negatywną reakcją określonych grup społecznych na zaistniałą rzeczywistość. Występuje tam gdzie istnieje sprzeczność interesów, co najmniej dwóch stron czy grup społecznych, wytyczonych celów, wyznawanych ideałów czy wyznawanych wartości. Jest to zatem układ działań skierowanych na siebie co najmniej dwóch stron o odmiennych poglądach i dążących do innych celów. Co wspólnego mają te dwa pojęcia w połączeniu z jeszcze jednym elementem, jakim jest rok wyborczy.

Nasilanie się konfliktów społecznych w naszym kraju ma wykres sinusoidy i zawsze apogeum osiąga w roku wyborczym. Widocznie rok wyborczy ma również przeniesienia na rachunek ekonomiczny przedsiębiorstw jaki poszczególnych mieszkańców tego pięknego, nadwiślańskiego kraju. Oznaki niezadowolenia jako pierwsi przedstawili w swoich wystąpieniach górnicy. Górnicy, którym ja, przeciętny obywatel muszę dokładać do tego, by oni wydobywali węgiel, którego cena powoduje, że nie jest on konkurencyjny do węgla sprowadzanego z zagranicy.

Zwyczajny rachunek ekonomiczny mówi, że jeżeli coś się nie opłaca to rezygnuję z tego. Ale te proste zasady ekonomii nie dotyczą polskiego górnictwa.

Polski górnik tkwiący w PRL-owskiej doktrynie polskiego czarnego złota i w dalszym ciągu uważa, że jest języczkiem u wagi polskiej gospodarki. W imię czego wszyscy mamy dokładać do deficytowego interesu, który być może nie jest nam potrzebny. Niejednokrotnie widziałem jak ubodzy emeryci chodzą od sklepu do sklepu, by kupić tam gdzie jest taniej lub czekają na wyprzedaże przed zamknięciem sklepu.

Jeżeli przedsiębiorstwom, które swoją produkcję opierają na węglu opłaca się sprowadzać węgiel z zagranicy to dlaczego ja za swoje pieniądze mam uszczęśliwiać górników dotując im „trzynastki i czternastki”. Wszak „trzynastka” jest nagrodą od wypracowanego zysku (tutaj rodzą się wątpliwości co do zasadności trzynastek w budżetówce, bardziej należą się członkom rodzin zmarłych utrzymanków ZUS-u) a w tym znaczeniu dotacja skarbu państwa nie jest zyskiem wypracowanym przez górnika, tylko przez pozostałych krajowych podatników, którzy nawet nie zdają sobie sprawy, że kupują węgiel, za który już częściowo zapłacili płacąc podatek rzetelnie.

Śląsk węglem stoi. Tak to prawda i nie da się ukryć że zamknięcie kopalń spowoduje utratę pracy wielu ludzi. W przeszłości zamykano już kopalnie a ludzie zwalniani otrzymywali należne im odprawy, za które myślący mogli rozpocząć ekonomicznie uzasadnioną działalność, której ekonomia nie jest uzależniona od kalendarza wyborczego. Wypowiedź radiowa związkowca górniczego, Dudy, że górnik musi dobrze zarobić bo ma na utrzymaniu niepracującą żonę i dzieci jest nostalgicznym wspomnieniem PRL-u. Dlaczego żona górnika nie może pracować a żony przedstawicieli innych zawodów muszą, by rodziny egzystowały na przyzwoitym poziomie.

Czy rodziny górnicze są inne od pozostałych polskich rodzin? Do tego dochodzi utrzymywanie związkowych demagogów, które trochę kosztuje a uzwiąskowienie górników przekracza sto procent. Zakładając, że nie każdy górnik należy do związków mniemam, iż niektórzy należą do kilku i na kilka płacą składki i to niemałe w zamian za co przeciętny podatnik musi dotować ich produkcję lub utrzymywać działaczy związkowych. Na jedno wychodzi. Argument, iż zamknięcie nierentownych kopalń spowoduje, że ludzie zostaną bez środków do życia jest nie do końca prawdziwe. Kto w latach dziewięćdziesiątych przejmował się tysiącami ludzi z Polski północnej, których życie związane było z PGR-ami.

Z dnia na dzień zwolniono tysiące ludzi, za których „myślał system”. Hektary pobrali ci, którzy „byli przy korycie” a zwykli pracownicy obudzili się z dnia na dzień w nieznanej im rzeczywistości, do której nie byli przygotowani. Od tego czasu minęło ponad dwadzieścia lat a oni żyją i pomimo wielu trudności znaleźli swoją może nie autostradę a ścieżkę życia.

Rozpieszczanie niektórych grup zawodowych pod koniec epoki socrealizmu pokutuje do dnia dzisiejszego. Pokłosie przywilejów niektórych grup, które je otrzymały jako zapłatę za popieranie totalitaryzmu zbiera swoje pokłosie w dobie gospodarki rynkowej, skutecznie niekiedy ją paraliżując w imię deklaracji wyborczych partii. I nie jest ważne kto rządzi. Ważne jest, by destabilizacją doprowadzić do swojego zwycięstwa.


 


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5